21 września 1944 r nad Holandią był piękny dzień, ani jedna chmurka nie przesłaniała nieba. Na północnym brzegu Renu od czterech dni trwały już walki 1 Brytyjskiej Dywizji Powietrznej w Arnhem i Oostrebeek. W walkach tych brały już udział polska kompania artylerii przeciwpancernej przewieziona na teren szybowcami "Horsa". Spadochroniarze mieli opanować przyczółek na północnej stronie mostu w Arnhem i wytrzymać 48 godzin. Dwa dni później miała dołączyć polska 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa aby wspomóc obrońców i wspólnie czekać na przybycie brytyjskiego XXX Korpusu pancernego. Rzeczywistość okazałą się jak zwykle inna... Anglicy wspólnie z kompanią przeciwpancerną na północnym brzegu rzeki już od czterech dni odpierali zaciekłe ataki niemieckie i byli pod ciągłym ostrzałem snajperskim i artyleryjskim.
Szybowiec "Horsa" w locie
Pozostała część brygady miała lądować 19 września, jedna z powodu dużej mgły termin lotu był przekładany wielokrotnie. Żołnierze praktycznie dwa dni przeczekali na płycie lotniska w oczekiwaniu na lot. W końcu 21 września pogoda się poprawiła i po godz 11 pojawiły się amerykańskie załogi samolotów "Dakota" w końcu koło 12 dowódca brygady, gen. Sosabowski dostał sygnał o poprawie warunków meteorologicznych i dał rozkaz do załadunku.
DC-3 Dakota w muzeum lotnictwa w Le Bourget (koło Paryża)
Strzelec Błażejewicz ze swoją 8 kompanią (nie potwierdziłem ostatecznie czy to faktycznie 8 czy 9 kompania, natrafiłem jedynie na poszlaki w tej sprawie) ustawił się w kolejce do dakoty o numerze bocznym 42. sprawdził wyposażenie żołnierza stojącego przed nim, to samo zrobił żołnierz stojący za nim, wreszcie zgięci pod ciężarem spadochronów, dwóch kombinezonów z kieszeniami wypchanymi amunicją, broni i ciężkich worków z wyposażeniem ruszyli w kierunku "Dakoty"
Polscy spadochroniarze w kolejce do "Dakoty"
O 14 ożyły silniki samolotów i po kolei ruszyły na pas startowy. Cała brygada zmiesciła sie w 114 samolotach, które w zwartej formacji wzięły kierunek przez kanał LA Manche na Holandię.
Po drodze jednak gęste chmury utrudniły nawigację i część samolotów zgubiła drogę a część źle zinterpretowała rozkazy i zawróciła. I tak ze 114 samolotów , tylko 72 samoloty dotarły na miejsce. Około godziny 17 "Dakoty" dotarły nad rejon zrzutu w okolicach miasteczka Driel na południowym brzegu rzeki. Zbliżanie się do terenu zrzutu spadochroniarze poznali po narastającym ogniu przeciwlotniczym. Mimo że nad kanałem zalegały chmury to nad Driel świeciło słońce.
Niemcy strzelali ze wszystkiego co mieli w okolicy . Najpierw zaczęły strzelać działka przeciwlotnicze, po chwili dołączyły karabiny maszynowe i dołączyły z OOsterbeek ciężkie działa przeciwlotnicze 88 mm.
Spadochroniarz opuszczali po kolei samoloty i w ciągu 25 minut ostatni żołnierz wylądował na ziemi gdzie dostali się od razu pod krzyżowy ogień karabinów maszynowych. Mimo tak zmasowanego ognia straty brygady przy skoku nie były wielki (wbrew powszechnej opinii). W czasie skoku i lądowania zginęło 5 spadochroniarzy a 25 zostało rannych.
Strzelec Błażejewicz wylądował szczęśliwie ze swoim 3 batalionem na południe od Driel i trafili pod najcięższy ostrzał na ziemi z ciężkich karabinów MG42 z nasypu kolejowego i stanowisk piechoty niemieckiej. Szybko udało się jednak żołnierzom zgrupować w rejonie zbiórki, odeprzeć niemców a nawet złapać dwóch jeńców.
Brygada wylądowała w niepełnym stanie , nie dotarł 1 batalion i brakowało części 3 batalionu. Na 1500 ludzi, wylądowało około 950. Zwiad wysłany nad rzekę szybko się dowiedział że obiecanego promu którym mieli się przeprawić, nie ma na miejscu. W związku z czym koło godz 20 dowódca brygady rozkazał wycofać się do miasteczka i okopać, czekając na noc i rozwój wypadków.