niedziela, 30 listopada 2014

Dzień pierwszy

    21 września 1944 r nad Holandią był piękny dzień, ani jedna chmurka nie przesłaniała nieba. Na północnym brzegu Renu od czterech dni trwały już walki 1 Brytyjskiej Dywizji Powietrznej w Arnhem i Oostrebeek. W walkach tych brały już udział polska kompania artylerii przeciwpancernej przewieziona na teren szybowcami "Horsa". Spadochroniarze mieli opanować przyczółek na północnej stronie mostu w Arnhem i wytrzymać 48 godzin. Dwa dni później miała dołączyć polska 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa aby wspomóc obrońców i wspólnie czekać na przybycie brytyjskiego XXX Korpusu pancernego. Rzeczywistość okazałą się jak zwykle inna... Anglicy wspólnie z kompanią przeciwpancerną na północnym brzegu rzeki już od czterech dni odpierali zaciekłe ataki niemieckie i byli pod ciągłym ostrzałem snajperskim i artyleryjskim.


                                                      Szybowiec "Horsa" w locie

   Pozostała część brygady miała lądować 19 września, jedna z powodu dużej mgły termin lotu był przekładany wielokrotnie. Żołnierze praktycznie dwa dni przeczekali na płycie lotniska w oczekiwaniu na lot. W końcu 21 września pogoda się poprawiła i po godz 11 pojawiły się amerykańskie załogi samolotów "Dakota" w końcu koło 12 dowódca brygady, gen. Sosabowski dostał sygnał o poprawie warunków meteorologicznych i dał rozkaz do załadunku.

                                DC-3  Dakota w muzeum lotnictwa w Le Bourget (koło Paryża)

  Strzelec Błażejewicz ze swoją 8 kompanią (nie potwierdziłem ostatecznie czy to faktycznie 8 czy 9 kompania, natrafiłem jedynie na poszlaki w tej sprawie)  ustawił się w kolejce do dakoty o numerze bocznym 42. sprawdził wyposażenie żołnierza stojącego przed nim, to samo zrobił żołnierz stojący za nim, wreszcie zgięci pod ciężarem spadochronów, dwóch kombinezonów z kieszeniami wypchanymi amunicją, broni i ciężkich worków z wyposażeniem ruszyli w kierunku "Dakoty"

                                             Polscy spadochroniarze w kolejce do "Dakoty"

   O 14 ożyły silniki samolotów i po kolei ruszyły na pas startowy. Cała brygada zmiesciła sie w 114 samolotach, które w zwartej formacji wzięły kierunek przez kanał LA Manche na Holandię.
Po drodze jednak gęste chmury utrudniły nawigację i część samolotów zgubiła drogę a część źle zinterpretowała rozkazy i zawróciła. I tak ze 114 samolotów , tylko 72 samoloty dotarły na miejsce.  Około godziny 17 "Dakoty" dotarły nad rejon zrzutu w okolicach miasteczka Driel na południowym brzegu rzeki. Zbliżanie się do terenu zrzutu spadochroniarze poznali po narastającym ogniu przeciwlotniczym. Mimo że nad kanałem zalegały chmury to nad Driel świeciło słońce.
   Niemcy strzelali ze wszystkiego co mieli w okolicy . Najpierw zaczęły strzelać działka przeciwlotnicze, po chwili dołączyły karabiny maszynowe i dołączyły z OOsterbeek ciężkie działa przeciwlotnicze 88 mm.
   Spadochroniarz opuszczali po kolei samoloty i w ciągu 25 minut ostatni żołnierz wylądował na ziemi gdzie dostali się od razu pod krzyżowy ogień karabinów maszynowych.  Mimo tak zmasowanego ognia straty brygady przy skoku nie były wielki (wbrew powszechnej opinii). W czasie skoku i lądowania zginęło 5 spadochroniarzy a 25 zostało rannych.


   Strzelec Błażejewicz wylądował szczęśliwie ze swoim 3 batalionem na południe od Driel i  trafili pod najcięższy ostrzał na ziemi z ciężkich karabinów MG42 z nasypu kolejowego i stanowisk piechoty niemieckiej. Szybko udało się jednak żołnierzom zgrupować w rejonie zbiórki, odeprzeć niemców a nawet złapać dwóch jeńców.
    Brygada wylądowała w niepełnym stanie , nie dotarł 1 batalion i brakowało części 3 batalionu. Na 1500 ludzi, wylądowało około 950. Zwiad wysłany nad rzekę szybko się dowiedział że obiecanego promu którym mieli się przeprawić, nie ma na miejscu. W związku z czym koło godz 20 dowódca brygady rozkazał wycofać się do miasteczka i okopać, czekając na noc i  rozwój wypadków.


środa, 26 listopada 2014

"Najkrótszą drogą..."

Pamięci Mieczysława Błażejewicza, starszego strzelca 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej.


  Wszystkie informacje o przebiegu walk pod Arnhem starszego strzelca Mieczysława Błażejewicza zawarte w tym blogu są oparte na podstawie wspomnień, dokumentów i opisów przebiegu bitwy do których dotarłem i są zaledwie kroplą , która odsłania zatartą już mocno mgłę wydarzeń.

                                               Mieczysław Błążejewicz w mundurze polowym

Mieczysław Błażejewicz urodził się 24 listopada 1920 r.  w Łańcucie. W chwili wybuchu wojny miał więc 19 lat i był w wieku poborowym. Logicznym więc jest że był wcielony do Wojska Polskiego.

   Na temat udziału Mieczysława w kampanii wrześniowej nie ma jednak żadnych danych. Ale biorąc pod uwagę materiały na podstawie których odtworzyłem drogi polskich żołnierzy do 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej, można stwierdzić z dużym prawdopodobieństwem że Mieczysław we wrześniu 1939 roku, dostał się do niewoli radzieckiej i został wywieziony na wschód. Tam po układzie Majski-Sikorski wyjechał z armią gen. Andersa na bliski wschód. a stamtąd okrężną drogą przeż afryke południową transportem morskim do Wielkiej Brytanii w roku 1942.

   Wybrałem taką domniemaną i okrężną drogę, gdyż większość oficerów w składzie brygady przeszą przez Francję, natomiast żołnierze szeregowi zasilali brygadę głównie z emigrantów polskich zamieszkałych przed wojną we Francji, polaków uwolnionych z wojsk niemieckich i siłą do nich wcielanych oraz właśnie posiłków wydzielonych z tworzonego na bliskim wschodzi 2 Korpusu gen. Andersa. I taka właśnie droga Mieczysława wydaje się najbardziej prawdopodobna.

    Po dotarciu do anglii i wcieleniu do brygady spadochronowej odbwał szkolenie w hrabstwie Fife w Szkocji. W czerwcu 1944 r w wyniku rozgrywek politycznych anglików, brygada została oddana pod rozkazy 1 Brytyjskiej Dywizji Powietrznej i została przeniesiona Stamford-Peterborough w Srodkowej Anglii. Tam pozostała już do 21 września. Szkolenie było ciężkie i wyczerpujące, ale doskonale przygotowujące żołnierza do walk, co pokazały późniejsze działania. Dowódca brygady, gen. Sosabowskiego, był twardy, uparty i bardzo wymagający zarówno od siebie jak i od żołnierza.
Ogromną jego zasługą jest utworzenie, wyszkolenie i poprowadzenie w bardzo ciężkich warunkach bojowych tej elitarnej i doskonale wyszkolonej jednostki.
                   
Gen. Stanisław Sosabowski